Co zostanie

Sny o umieraniu przestały mnie nawiedzać wraz z końcem lata. Tak jak i minęły lipcowe, nocne lęki. To uczucie pustki i samotności. I strach, irracjonalny w pełni nieuzasadniony strach. Aż dziwne, że to pojawiło się wtedy w palących promieniach słońca… chociaż, a może to i lepiej. Dużo bezpieczniej że mrocznych uczuć nie potęgowała bura, mokra i depresyjna pogoda. Palące promienie słońca przynajmniej przeganiały wszystkie strachy i cienie. Nad ranem. Przynajmniej wtedy. Zamiatały je do opuchniętych z braku snu kącików oczu. Przejmujące, śnić o tym, że nie żyję kiedy naokoło wszyscy radośnie się bawią, pracują, kochają się, chodzą spać. Tak, spać. Tego chyba zazdrościłam innym najbardziej. Nie tej zabawy, kochania kogoś i przez kogoś, tylko możliwości zamknięcia oczu, wytchnienia od samej siebie, resetu. Nawet nie szukałam w niczym ukojenia, nie próbowałam resetować wrażeń odmiennymi środkami. Może po prostu lubię się męczyć, rozdrapywać blizny na psychice. Potem zawsze jest lepiej, wszystko układa się w głowie w równe linijki. Wszystko lepiej rozumiem i znowu mam w sobie ten spokój.

Film o umieraniu oglądam na festiwalu. Jesienią. Ale jeszcze ani śladu burych przygnębiających wieczorów. Jest chłodno, choć co prawda jeszcze nie aż tak żeby zmusić się do chodzenia w kurtce i pożegnać ostatecznie lato. Już marzną mi palce. Oglądam na festiwalu. Nie bez emocji, skłamałabym tak twierdząc, że cały czas mi nie towarzyszą, ale są jakby wygładzone, jak fale na wodzie. Poukładane w równe linijki, rzekłabym. Film o umieraniu a właściwie to o umarnięciu. Wiem, że raczej nigdzie już później go nie zobaczę, tak właśnie jest z festiwalowymi obrazkami – chłonę więc, całą sobą z wszystkimi emocjami. Lekko masochistycznie jak dla kogoś komu jeszcze trzy miesiące wcześniej śni się umieranie. Codziennie właściwie to conocnie. Co będzie potem i co zostanie? Nic. Proch. (https://www.filmweb.pl/film/Proch-2017-787421?ref=ls_d_4_proch) Parę drobiazgów i osobistych rzeczy. Nie, nie łudź się nawet. Tak jak na to, że ów film gdzieś zobaczysz, nawet na Filmwebie nie ma żadnego plakatu, zdjęć, urywka kadru. Jest za to trochę tekstu, ale nie z filmowego scenariusza. Podobnego za to w odczuciu.

Pilipiukowe „W okularze stereoskopu”. Podobno fantastyka, co nie? A ja głupia przyrównuję do nagradzanego na festiwalach filmu dokumentalnego. Tak, bardzo, bardzo nierealne wydarzenia, światy równoległe, bujda po całości. Tekst chwyta mnie za serducho, znowu zadaje pytania. Co i ile zostanie? „Kolejna fotka (…) Dolina w norweskich górach, gdzieś na szlaku pomiędzy Trondheim a Bergen. Wysokie ściany skalne, wśród nich wijąca się ścieżka. Na niej wędrowiec z plecakiem i towarzysząca mu dziewczyna w słomkowym kapeluszu. Sfotografowano ich od tyłu, z odległości kilkunastu metrów. Zdjęcie nieco wyblakło…”

Pogoda jest bura kiedy czytam, depresyjna i zimna, w sam raz na czarne myśli. Pudło, nie działa! Nie sprzęgają się ze sobą ani moje emocje, ani książki, filmy, ani pogoda. Nie wyrywają mnie z płytkiego snu żadne lęki, nie budzą nad ranem strachy. To, że pada deszcz tłukąc się o okna nie wywołuje u mnie potoków łez, uczucia bezradności czy osamotnienia. Samotność też można oswoić.

3 Comments

  1. Asiu,
    Przeczytałam gdzieś ostatnio, że tyko na cierpieniu naprawdę wzrastamy.
    Uprzedzam : nie mam dziś górnolotnych skojarzeń – ……wiesz… na czym najlepiej kwiaty rosną? Tak właśnie – na gównie 😉
    I jakoś tak rozumiem to Twoje rozdrapywanie blizn na psychice. Być może tylko naprawdę głęboko rozdrapane, wypłakane, wyczyszczone z g mogą się dobrze zagoić. Więc mam dystans do optymistów 24/7 i lubię jak ktoś pisze o deszczu 😉
    Pozdrawiam po latach
    B.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.