… mniej więcej te słowa wraz z gratulacjami na wernisażu mówię autorowi wystawy. Nie było czasu pogadać więcej, dużo ludzi, wręcz bardzo dużo ludzi, którzy chcieli zamienić z nim kilka słów na temat jego prac. Podpytuje mnie nieśmiało „czy Pani jest psychologiem?” – nastolatek, fotograf, który mimo swojego wieku nie bał się niektórych rzeczy pokazać.
To są fotki studyjne
Znaczy się dokładnie zaplanowane, choć w Atelier u Łazęgi Poznańskiej przyzwyczaiłam się głównie do reporterki. No i do konkursów tematycznych. Ale nic to im nie ujmuje, bo i temat ważny. Sprawy zamiatane pod dywan, usypujące ta górkę niepokoju, odbijają się niczym przysłowiowy trup z szafy. Często kiedy jest już prawie za późno. Bo potem są jeszcze większe problemy.
Problemy społeczne
Taki był tytuł wystawy na której (w końcu ale to w końcu miałam okazję być w atelier). Potrzebowałam chyba tego. Wyjścia gdzieś między ludzi, mimo że nie lubię tłumów, źle się czuję. Fobię jakąś mam. To chyba też mój problem.
Jest kilka prac, dosłownie kilka. Mówiłam, to nie reporterka, a i po co by mnożyć sobie jeszcze społecznych nieszczęść. To jak grzechy główne – ot, takie moje pierwsze skojarzenie: hazard, hejt,, ksenofobia i dyskryminacja, narkotyki, depresja, samookaleczenie, konsumpcjonizm, przemoc domowa. No ciut powyżej siedmiu. Na szczęście wąska lista. Pytam autora prac „Ej, ale konsumpcjonizm? Przecież wiesz w jakim my świecie żyjemy”. Puszczam oko, to z gorzkim przekąsem. Bo mimo że widzimy co się dzieje wokół zawsze warto o tym rozmawiać.
I warto to sobie zapamiętać, zapisać, uwiecznić na obrazie.