… bądź Zen

… chyba że nie możesz, albo Ci nie po drodze, wtedy nie bądź. Prawdy życiowe objawione, złote myśli z fejsbunia czy innego insta. Nie mogę i nie jestem spokojna. W całej lawinie zdarzeń zawsze starałam się być czysta jak kwiat lotosu, spokojna niczym wody Gangesu i tak dalej w ten deseń. No, ale chyba tak nie mogę. Staram się bez emocji, kończy się dzisiejszą pyskówką z samochodziarzem na śmieszce rowerowej – gdyż „bądź ponadto” i „nadstaw drugi policzek” jakoś w mi mojej filozofii życiowej nie odpowiada. Ba. Ja nawet pierwszego nie mam zamiaru nikomu wystawiać do strzału. Zagryzam ząbki i kiedy palant z samochodu zaczyna na środku skrzyżowania wysiadać tylko pomrukuję do niego… „no chodź, chodź, zobaczymy jaki jesteś kozak, kobietę uderzysz… uważaj oddam dwa razy mocniej”. Taaak, zen, spokój, czystość ducha i umysłu… nie spina mi się kiedy agresywnie jeżdżę na rowerze i hamuję na piskach opon. Bo mogę, bo działa jak ta lala, w ułamku sekundy, w miejscu. Zen dopada mnie po dwudziestym kilometrze w środku lasu, kawał od domu. Boziu „jak pięknie czuję jak mięknie mi serce nawet w nerce szczebiotanie błogie” i „liście lecą z drzew”. Jesień mamy, a co. Ciepłą, słoneczną. Po mieście na nóżkach przemieszczam się w klapkach. Plaża normalnie. I lekko nienormalny urlop. A to dopiero początek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.