Sierpień. Upalny sierpień. Lato w pełni. No w końcu! A wraz z palącym słońcem pora na świętowanie. Co prawda to czerwiec razem z letnim przesileniem to zwykle był mój okres na celebrowanie życia. Ale założenia sobie swoją ścieżką, a życie… życiem.
Mimo wszystkich rzeczy, które stały się po drodze udało mi się oderwać na kilka dni. Znowu poczuć całą tą energię i to że, wszechświat jednak mnie kocha. Jednak.
Począwszy od wtorkowego jam session. A to już tradycja. (tradycja hi hi). Następnie niezwykle ciepły i uroczy koncert tradycyjnych pieśni gruzińskich. A w piątek…
Kapela ze wsi Warszawa
Kto studiował na etno, ten zna. To zdaje się jak dobrze pamiętam sprzed lat pierwszy mój kontakt z tego typu klimatem. A zaraz, zaraz, nie… jeszcze w czasach liceum trafiłam na coś z innego folkowego nurtu. Ale nie o tym…
I kto studiował na etno miał oczywiście do czynienia z Kolbergiem. A w zasadzie z jego dziełami, w których zbierał zwyczaje ludowe, stroje, przesądy i muzykę. Zapisaną tylko i wyłącznie w formie nut. Bo jak wtedy to można było zrobić i przekazać inaczej? A teraz, teraz mamy morze możliwości, z których nie do końca zdajemy sobie sprawę. Wówczas tylko znaczki na papierze. A z tych enigmatycznym jak dla mnie znaczków dawną muzykę odtworzył Robert Jaworski, związany z Żywiołakiem. Na lutni (?), bo w zasadzie to chyba dość tradycyjny instrument obok tych wszysktich skrzypek i flecików. Projekt nazywa się Regostrukcja/Dekonstrukcja. Dziwnie, no nie? Zwłaszcza skoro ma odtwarzać, rekonstruować stare utwory. Nie mniej jest w tym jakiś sens. Sens w rozkładaniu muzyki na poszczególne, osobne dźwięki, dekonstruowaniu jej by potem scalić na nowo. Na jesieni ma być płyta. Cudownie.
Tak samo jak na jesieni ukaże się nowy album gwiazdy piątkowego wieczoru.
Kapela ze wsi Warszawa
I zaprezentowane premierowo utwory inspirowane wodą. Na koncercie lało, tak zupełnie w gratisie. To chyba trudne tak. Zdecydowanie musi być trudne granie muzyki folkowej, gdzie zespoły się gają do tradycji i źródeł, wyszukując konkretne melodie, interpretując je i wzbogacając o dodatkowe instrumentarium. To taki intelektualno-muzyczny majstersztyk. Bo grać cokolwiek to można sobie ot tak, natomiast cytowanie w muzyce… Kosmos. I na tym koncercie też był prawdziwy kosmos. Można było odpłynąć i zatopić się w miłości do całego wszechświata.
„Uwodzenie” – bo tak będzie się nazywać nowa płyta. I będzie rzeczywiście uwodzić falą płynących dźwięków.
Koncert Pablopavo i ludzików
Również mnie uwiódł. W niedzielę, tak już na koniec. Koniec tygodnia i zakończenie świętowania 15-lecia wytwórni Karrot Komando.
Skąd akurat znam ich twórczość – nie wiem, nie pamiętam, ale na pewno nie ze studiów na etno. No dobra, pamiętam, chociaż chyba wolałabym nie. A mimo to ich lubię. To nie jest pierwszy raz na koncercie kiedy widzę ich na żywo. Bywałam już wcześniej, no i oczywiście w Zamku. Zakładam też, że nie mój ostatni. Mogłaby wkurzać się o to, że na początku grali głównie kawałki z „Marginala”, bo już to na żywo słyszałam. No ale… Marginal intro to naprawdę fajny wstęp do dalszego grania. Jest absolutnie dobre. Jak i reszta twórczości, która potrafi trafić prosto w serce. Dogłębnie.