Chińska lala

Nie oszukujmy się. Chińskie wszystko. Absolutnie wszystko. Spodnie, bluzki, kurtki, buty. Nie żeby to coś nowego było. Ba! Pamiętam z lat szczeniackich jeszcze naklejki że „in china made”. Kiepskość. Taniość widzę, taniość.

A skądże. Ceny ciuszków w sklepach, w przepastnych sieciówkowych wybiegach dla shoperek i innych trenssetterek gryzą od środka kieszeni. Szał wyprzedaży, bo taniej, bo za pół ceny, bo to, bo tamto – nadal mi nasuwa skojarzenia z rozhisteryzowanym tłumem grzebiącym po koszach z szmatkami. Chciałoby się to wszystko ominąć, i owszem, udaje mi się to całkiem… ale… no wszystkiego sobie sama nie uszyję. Na przykład halówek. I spodni, spodni mi się nie chce. Kurtki też nie bardzo, skoro akurat przy letnim trendzie na kwiatki kupić można. Moda i trend jak zawsze przeminie, a ja dalej będę w niemodnym ciuchu chadzać po ulicy.

2 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.