Spacer z notesikiem

dzieło przypadku

Kiedy studiowałam architekturę i sztukę we WSAiS – a był to przypadek, jak wiele fajnych rzeczy w moim życiu – miałam przed sobą jeden cel: późniejsze studia na poznańskiej ASP. Nie przypuszczałam wtedy, że aż tak zainteresuje mnie rysowanie budynków. Paradoks taki lekki. Ukierunkowana byłam na coś zupełnie innego. Zupełnie. Cel był jasny – zdać egzamin na uczelnię, WSAiS było dla mnie, zresztą jak dla wielu innych przechowalnią. Miejscem gdzie ćwiczy się warsztat. Tłukłam więc martwe natury i akty. No tak… Życie zweryfikowało moje działania po którymś tam podejściu do egzaminów. Fail. No bywa. To się zdarza, a w przypadku ASP nawet i kilkukrotnie. I szczerze mówiąc sama nie wiedziałam po cóż miałabym tam być i co po tym robić. Rzuciło mnie ostatecznie gdzie indziej, co też było poniekąd dziełem przypadku – Etnologia na wydziale historycznym poznańskiego UAM. Niemniej…

to mi pozostało…

Ta chęć rysowania siedziała we mnie głęboko. Bardzo. Od dzieciaka. I mimo bardzo humanistycznych studiów coś tam na marginesach notatek bazgroliłam, a moja praca na zaliczenie z dziwnego jak na ten kierunek przedmiotu „Architektura a krajobraz” (no gdzieś mnie jednak ciągnęło wybierając ten przedmiot z puli zajęć fakultatywnych) obfitowała w fotografie. Też do rysunku blisko.

Nie rysowałam poważniej latami. Zdarza się. I teraz moich rysunków poważnymi bym raczej nie nazwała. Aż do momentu kiedy na facebooku trafiłam na grupę Urban Sketchers Poland. Zaproszona zresztą przez mojego psora od rysunku. Jak i też na pierwszy poznański „sketchcrawl”. Heh. Wypadało więc sobie przypomnieć jak się pisak prowadzi po kartce papieru. A było to jesienią półtora roku temu, choć pamiętam jak dziś…

… i kusi mnie żeby pokazać wszystkie szkice i bazgroły z ostatnich miesięcy, tak jak kusi wrzucenie zdjęć z poprzedniego bloga. Ale może powoli, partiami. Po kawałku.

sztuki trzy

Bazgrałam więc budynki, ulice, czasem drzewa, a i ludzi się zdarzało. I właśnie ludzie – oni są w tym wszystkim najważniejsi, bo nijak nie uczy się lepiej i nie tworzy się lepiej jak w towarzystwie sobie podobnych szkicerów. Organizowane wcześniej jako facebookowe wydarzenia sketchcrawle przerodziły się w luźne spotkania zaprzyjaźnionych ze sobą osób. Jak i ostatnio w pewien chłodny dzień. Raz, dwa, trzy. Trzy rysunki z miasta. Dziękuję. Fajnie jest poprzebywać z innymi którzy też lubią zapach papieru i farb.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.