… i długie chłodne wieczory też. Chyba nie ma nic bardziej pobudzającego od kofeiny… Chyba, nie licząc stresów, życia które spada nagle na głowę, no ale… Są znacznie przyjemniejsze sposoby na poranną pobudkę i wieczorny chill… życiowe fakapy chilloutu raczej nie zapewniają.
Lubią sam zapach.
Tak co niektórzy twierdzą. I w istocie coś w tym może być – linie kosmetyków o zapachu jedzenia, no jakoś nie cieszyły się u mnie nigdy zbytnią popularnością. Niemniej aromat świeżo zmielonej i zaparzonej kawy, to jest co już potrafi wprawić w błogi nastrój. A sama kawa… Czy gdyby było inaczej ludzie tworzyli by z samego parzenia swoje rytuały.
Mam i ja. Kawiarkę, bo młynka jeszcze brak go tam 😉 Rytuały w trakcie.
Ponoć dla uzależnionych od domowych udogodnień ludzi już wyższą sztuką kulinarną jest zagotowanie wody bez czajnika elektrycznego. A co powiedzieć o przygotowaniu porannej porcji kawy. Albo kilku jak w moim przypadku, bo wypijam od rana sporo. W różnych konfiguracjach. Z mlekiem, bez mleka, z cukrem trzcinowym, a i czasem nawet bez – tak w wersji hard. Ponoć też naturalnie i ekologicznie a Zero Waste twierdzą nawet że fusy po parzeniu można przerobić na kawowy peeling do ciała. Nie wiem, nie próbowałam. Jeszcze.
Jak działa kawiarka, nie będę nikomu tłumaczyć – wystarczy pogooglać. Działa, po prostu. Działa i całkiem nieźle też na zdjęciach wygląda.