Rozgrzewka

Że zimno i smutno to pewnie będę marudzić aż do pierwszych (utrzymujących się) śniegów, potem będę zachwycona białym puchem i światłem w mieście. Łapki mi marzną, na szczęście tylko kiedy przemieszczam się na zewnątrz, mimo bezpalczastych rękawiczek. A i w poprzednim roku bywało inaczej, niestety. Siadam sobie na kanapie przy niebieskim stoliczku i pod kocem grzeję paluszki. Albo przypalam… taką małą wypalarką, no lutowniczką taką do rycia w drewnie. Bo ja wiecie… jaram się różnymi rzeczami. A ostatnio jaram się drewnem.

 

W oparach tlących się kadzidełek i płonących świec, wsród całego gąszczu kwiatów. Mrrr… tak to ja mogę póżną jesień przeczekać. Brakuje tylko do szczęścia aromatycznej kawy i mruczki na kolanach. A skoro już jestem w kuchennych klimatach, to powyżywałam się nieco na drewnianej deseczce. A żeby to pierwszy raz w życiu.

Pirograf jaki jest – każdy widzi.

 

Koleżanka – nowa, szczęśliwa właścicielka deseczki popłakała się z wzruszenia, a jej współlokator ponoć się ze szczęścia posrał. Jakkolwiek to brzmi. No miło mi, że tak reagują na takie moje prezenciki. Wiatr w żagle. Keep on burnin’ girl.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.