Pisaczki, pędzelki i wielki świat

Koniec października nieoczekiwanie przyniósł ciepło. Tak w ramach prezentu. Słońce bezczelnie i jaskrawie prześwitujące zza chmur. Deszcze gdzieś uciekły i na ten moment – ten właśnie moment – były łaskawe. Być może to przypadek, może pozytywne zrządzenie losu, taki uśmiech w kierunku miejskich rysowników. Pogoda wręcz idealna aby sobie pobazgrolić po zeszycie.

Tym razem w Berlinie. W ramach międzynarodowego spotkania grupy Urban Sketchers. Mamy co prawda swoją odnogę w Poznaniu, ale… chyba nie działa dość prężnie. A przynajmniej nie dość w porównaniu do całkiem zorganizowanej grupy z Hong Kongu czy ludzi z Berlina. I w tym roku to tam było organizowane spotkanie. Poprzednio Szczecin. I jak pamiętam tyłki przymarzały nam do ławek, a ołówki do palców. Coś tam wtedy w notesie ze sobą przywiozłam. Teraz również. Spacer przez miasto chłonąc wraz z lekkim wiatrem obrazki i zapisując je pod powiekami. Wspólne smarowanie farbą i pisakami po szkicownikach z ludźmi z których większość po raz pierwszy widzę na oczy, dyskusje o kreskach przy porannej kawie w kafejce na Engelbecken. No może trochę tego zabrakło. Czasu żeby zamienić z innymi kilka słów, pooglądać swoje szkicowniki. Jak poprzednio mieliśmy sponsorów. Takie uroki, aczkolwiek wcale nie na to rysownicy są nastawieni. Niemniej nowe szkicowniki i komplet grafitowych pisaków zawsze się przyda. Super, bo uwielbiam bazgrać pisakami. Cóż tu dużo mówić… Oglądać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.