Czarownica zła. No jak w tej bajce takiej. I lustro tam było też, i wieczne przeglądanie się w nim. Godzinami. Dosłownie godzinami. Poprawianie brwi i zadawanie do odbicia w tafli do wyrzygu pytania „ale ładna jestem, nie? ale fajnie wyglądam?”. A kto powie, że nie, że nie bardzo… albo nawet nie tyle. Kto się nie zachwyci jest z automatu wrogiem. Numer jeden. A takich trzeba zniszczyć, zabić, na śmierć zaszczuć. Zmusić do ucieczki w nieznane i niebezpieczne. Tak to chyba w tej bajce szło.
Ale życie to wcale bajka nie jest, nawet nie jest małą bajeczką. Toczy się swoim torem. A ja też uciekać nigdzie nie mam zamiaru. I chyba już nie mam na to takiego… hmmmm… braku poszanowania swojej godności. O! Właśnie to!
Godność
To takie słowo, co nie? Tak często przejaskrawiane, wykrzywiane, błędnie interpretowane i wykorzystywane ku zupełnie innym celom. Tfu!
Godność to zwykła moralna możliwość spojrzenia sobie każdego jednego dnia przed lutrem w twarz. To poczucie bycia czystym. Nie robienia niczego, czego trzeba się potem wstydzić, tłumaczyć zbyt mocno w głowie, przekupywać samą siebie obietnicami czy zamiatać pod dywan. Bo spod dywanu i tak syf wylezie. Jak trup z szafy z grubą czkawką. Czkawka ma to do siebie że jakoś sama nigdy przejść nie chce. Jak wiele rzeczy w życiu. Trzeba sobie zwyczajnie jakoś z nimi radzić, trzeba je ogarnąć i do kurki jasnej nad nimi chociaż spróbować zapanować.
Ciągle się tego uczę. Panowania nad swoim życiem. Panowania nad sobą. I wiecie co? Mam wrażenie, że coraz bardziej mi się to udaje. I po raz pierwszy od kiedy mieszkam sama przestałam uciekać. Jak zaszczute zwierzę. Po prostu przestałam.