Czarno to smakuje

Stół mam w kuchni brzydki i światło byle jakie, do tego tysiąc innych wymówek dla których ostatnie cokolwiek o gotowaniu napisałam tu półtora roku temu. Brrrr… jak ten czas leci. Prawdą jest że gotuję coraz mniej. Bo i jeść nie lubię sama, a kiedy już jem to jakoś nie staram się żeby to jedzenie ładnie i blogersko wyglądało. I zwykle jadam w pracy, najczęściej chemiczne rzeczy odgrzewane w mikrofali – no chyba że na porannej zmianie korzystam z naszego wewnętrznego „cateringu”.

Eksperymentować kulinarnie też ostatnio nie bardzo, chociaż zaczynam się rozwijać (a raczej rozbijać po knajpach) w tej kwestii. Ale zdarza się czasem, z przypadku dostać w ręce coś co mnie do „fantazjowania” kulinarnego nakłoni.

Tajemnicza, czarna ciapa… ależ to… makaron bez glutenu. Nie żebym musiała i swoje poprzednie doświadczenia z gruten-free dość nieciekawie wspominam. Skusiło mnie to że jest z czarnej fasoli i przez to… uwaga, uwaga, wielka zagadka jest … hmmm.. czarny? A przynajmniej taki być powinien. W łapkę na zakupach spożywczych wpadła mi też puszka kalmarów. Krojonych macek znaczy się. Fu… niby fu. Tylko dlaczego by nie spróbować czegoś zrobić. Do kompletu i dopełnienia nic więcej jak podsmażona cebula i pokrojone pomidorki koktailowe.

„Przepis” Jest prosty. Aha! Najprościej jak można. Makaron ugotować i odcedzić, w międzyczasie zeszklić cebulę, dodać puszkę kalmarów łącznie z zalewą, chwilę poddusić. I podać – na głębokim talerzu, makaron zmieszany z posmażonymi w cebuli ośmiorniczkami i pokrojonymi w plastry pomidorkami.

Miało być i wyglądać wow! Wiecie, no – po blogersku, #foodporn #omnomnom #mniam! and so on… Makaron przerósł moje wyobrażenia… i nie dość, że już po odcedzeniu był zbity i posklejany wyglądał ja ciapa. W kwestii smaku też zdecydowanie wolę tradycyjnie – kluchy w kształcie kokardek, albo no niech już będzie tych nitek. To jak mi zasmakował w sumie najlepiej oddaje to foto:

Raczej podziękuję, ośmiorniczki z cebulą zjem osobno. Czarna ciapa nie zachęca i czułam się jakbym jadła niedogotowaną fasolę zmieszaną z mąką. Zdecydowanie na minus, nigdy więcej. Chyba, że ja poprostu źle to robię. Tak też może być. Tyle, że raczej nie chcę się sama o tym znowu przekonywać i nawracać na „słuszną bezglutenową ścieżkę”. Dzięki, nie.

(wyszłam z wprawy z robieniu zdjęć jedzenia, no i mam słabe światło i brzydki stół w kuchni)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.