Jakoś już tak mam, że u mnie „w domu” jedzenia się nie wyrzuca. Okej… nie lećmy w skrajności. Nie mówię wcale, a wcale o robieniu czegokolwiek z zepsutego, nieświeżego żarcia. Wolę kupować naprawdę mało i przemyślanie. Tylko tyle ile mi potrzeba. Ale kiedy coś zostaje, często można to jeszcze całkiem dobrze w kuchni wykorzystać. Na przykład kupiony wcześniej chleb. Sama mieszkam więc często nie zużywam tyle, żeby kupować pieczywo codziennie. Świetnie się wtedy sprawdza odgrzewanie. Ponoć można na wiele sposobów. Mrożony w piekarniku. Czerstwy w oleju.
A mój ulubiony to…
Chleb wygnieciony w jajku. Takie kulinarne „odkrycie Ameryki”. No wow. Odkąd zaczęłam w ten sposób „utylizować” kilkudniowy chleb to jedno z moich ulubionych śniadań lub kolacji. Robi się bardzo prosto. Wcale nie pracochłonny ani tym bardziej czasochłonny pomysł na coś do zjedzenia. Ot, tyle ile trzeba na zaparzenie kawy w kawiarce, która bulgoce na palniku obok 😉
Naprawdę nie trzeba do tego wyższej sztuki kulinarnej. Wystarczy rozmieszane w miseczce jajko do namoczenia chleba i patelnia z olejem. A potem to już dowolnie. Jak kto lubi i akurat ma ochotę. Dla mnie najczęstszą wersją, jest taka z żółtym serem, który jeszcze lekko się topi na dopiero co zdjętych z rozgrzanej patelni chlebkach. Do tego odrobina hummusu. Uwielbiam. Zwłaszcza z poranną, świeżo zaparzoną kawą z mlekiem.