Groszki i róże…

… pocałują się znów przez płot. Zanim kurz pozamiata podwórze. Szeptem na ucho powiem, że ja…

Groszki. Takie uniwersalne, bo oprócz bycia częścią tekstu całkiem przyjemnej piosenki, motywem na tkaninie, kolorowym kwiatem, można je zjeść. Oczywistość. Da się prosto z puszki popijając wodą w której były.  Tak oczywiście wegetariańskie. W wersji prosto z puchy do tego tak bardzo „raw”. Ale, ale nie lećmy w skrajności. Z zielonego puszkowanego groszku najczęściej robię zupę. I to nie grochówkę na boczku. Nic z tych rzeczy. Zielony, pożywny groszkowy krem.

Przepis? Jaki przepis? Banalnie proste. Pół cebuli i dwa ząbki czosnku podsmażone w garnku na oleju. Do tego przyprawy, w zasadzie według uznania. Tym razem dodałam kurkumę dlatego moja groszkowa ma lekko żółte zabarwienie. Do tej mieszanki wlewamy groszek. Z wodą. Prosto z puchy. Całość miksujemy blenderem i jeszcze chwilę gotujemy, a właściwie to podgrzewamy.

Jak wisienkę na torcie można na wierzch coś dodać. Dobrze się spisują kiełki. I nasiona czarnuszki też. Co widać na załączonych obrazkach.

 

A piosenki sobie posłuchajcie. Bo ładna.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.