Niewłaściwym byłoby pisać, że ja zawsze wszystko tak sama, bez chodzenia na skróty. No, ok staram się jak najwięcej ogarniać, nie udawać czegoś, czego nie ma. Nie udawać też, że coś jest. Czasem się zdaję na pół-rozwiązania… i na pół-produkty.
Nie, nie lepię pierogów
Takie rzeczy się w dzisiejszych czasach kupuje. W markecie, zapakowane w foliową wytłoczkę czy inny plastik. Kupuję też inne wpół-gotowe jedzenie. Surówki, kiedy nie chce mi się samej kroić warzyw albo zwyczajnie mam ochotę na zakiszone niewiadomo-co, gotowe ciacho, gdyż u nas piekarnik nie współpracuje. A i czasem jakieś dziwne wschodnie przysmaki.
Kuleczki z drobiu z nadzieniem z mango. Do tego lassi. W zasadzie jaki to problem zrobić lassi? Chyba żaden, ale obawiam się że wówczas piłabym tylko czosnkowe. Mrrrr… uwielbiam. Tym razem zielono-herbatkowe w komplecie do reszty obiadu.
(mogłabym w sumie zacząć trochę bardziej ogarniać fotografię kulinarną, co nie?)